niedziela, 3 marca 2013
3. Przegrałam? A może to początek wygranej?
Dużo czasu mi zajęło pisanie nowego posta. Od tamtego czasu znów minął tydzień. I szczerze mówiąc... Było już tylko gorzej. Po małych wzlotach i upadkach, wylądowałam na dobre w szpitalu. Uważam to za pewnego rodzaju porażkę. Myślałam, że sama dam sobie świetnie radę, jednak... Skończyło się inaczej.
Jak tu jest? Spędzając tutaj niecałe dwie godziny stwierdzam, że
a) Brak kontroli nad czymkolwiek. Mogę ćwiczyć ile mi się podoba.
b) Nie dostałam posiłku. Z jednej strony cieszy to mojego pasożyta... Z drugiej... Wiem, że tą drogą nigdy z tego nie wyjdę.
c) Gdyby nie internet to pewnie z nudów zgoliłabym sobie całe brwi.
Podziwiam Was dziewczyny, że tak pięknie walczycie. Że jecie takie wspaniałe śniadania, cieszycie się ich smakiem. Że robicie tak trudne kroki i wygrywacie. To daje solidnego kopa.
Chcę wyjść na słońce. Chcę... Nie myśleć o jedzeniu. Nie martwić się chorobą. Po prostu jej nie mieć...
Subskrybuj:
Posty (Atom)